Forum Zaufaj.pl Strona Główna

Osądzenie, ukamienowanie i rozgrzeszenie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zaufaj.pl Strona Główna -> Prawo kościelne (nie wymaga rejestracji)
Autor Wiadomość
Piotrek
Gość





PostWysłany: Czw 15:54, 30 Maj 2013    Temat postu: Osądzenie, ukamienowanie i rozgrzeszenie

Witam
Mam bardzo poważny problem. Pochodzę z rodziny podobno katolickiej. Moja matka jest alkoholiczką. Wychowywałem się w patologicznym domu. Bardzo bogatym i jeszcze bardziej zakłamanym. Matka była pierwszą katoliczką RP. W Licheniu 10 tabliczek na wszystkie nazwiska kobiet, rozwódek z jej rodziny wykupiła, moim zdaniem na pochwałę cudzołóstwa. W podstawówce miałem różne grzechy na sumieniu. Paliłem i kilka razy piłem alkohol. Dom był bardzo bogaty, ale matka non stop chlała. Cała rodzina ją prosiła żeby się leczyła, udało nam się nawet skierować ją na leczenie. W dniu ukończenia podstawówki, gdy wracałem z ceremonii ukończenia szkoły, ku mojemu zaskoczeniu spotkałem matkę na podwórku. Kompletnie pijaną. Jeden z pijaczków, których sobie sprowadziła do domu wyrzucał wszystkie moje rzeczy pod płot. Matka powiedziała mi wtedy, że nie mam więcej wstępu do jej domu.Zadzwoniłem po ojca, ale konkubent matki chwilę później przyjechał i mnie odwiózł. Cała rodzina powtarzała mi, że to matki wina,
nie moja i tak też uważam do dzisiaj. Byłem niegrzeczny bo w domu wóda i kłamstwa były, nienawiść, zachłanność i hipokryzja była, byłem dzieckiem.Ojciec chrzestny, starszy o 15 lat brat(świadek bierzmowania).
Przez całe liceum odwiedzałem matkę. Przeważnie była pijana a gdy była trzeźwa to kłamała że w ogóle nie pije. Kłamała, że mnie z domu nie wyrzuciła. Do dzisiaj słyszałem już milion wersji, oddała mnie, ukradli mnie. Mój ojciec był bardzo ubogim rencistą. Matka z nienawiści nie chciała płacić alimentów. Przestała wynajmować domy, z których żyła aby nie płacić. Proponowałem jej pomoc w ich wynajmie to mi w twarz to powiedziała. Sprowadziła sobie do domu całą nową rodzinę alkoholików. Każdy członek naszej rodziny mógłby doszukać się tam swojego zmiennika. Wyrzucała mnie wielokrotnie z domu. Po maturze poddałem się i zerwałem z nią kontakt. Rozmawiała z nią przecież cała rodzina, lekarze, była leczona ale nie chciała. Porzuciłem ją żeby nie zgnić.
Przez wiele lat dość dobrze się zachowywałem i uczyłem. Dobrze zdałem maturę, jeszcze lepiej egzaminy na studia(byłem jednym z najlepszych kandydatów) Na WATcie miałem maksymalną ilość punktów. Studia też zacząłem świetnie bo było dużo przedmiotów analitycznych, które uwielbiałem. Po 1 roku studiów dostałem spadek po moim stryju. Oddawałem 10 000 rocznie ojcu+600zł miesięcznie alimentów ściąganych od matki ojcu, emerytowi do domowego budżetu. Nigdy nic nie kontrolowałem i nie liczyłem. Chciałem żeby był szczęśliwy. Ojciec, który przez wiele lat był bardzo ubogi, dużo wydawał na owoce, warzywa itp. Około 2000 zł na samo wyżywienie i czynsz+kilkaset zł miał na własne potrzeby. Wszystkie warunki otrzymania spadku takie jak sprzedanie mieszkania, oddanie ok 10% rodzinie za przekazanie testamentu spełniłem. 40% spadku zainwestowałem w fundusze inwestycyjne resztę w lokaty i niewielką sumę przeznaczyłem na giełdę, chciałem samemu nauczyć się inwestować. Na początku wydawałem trochę więcej pieniędzy, byłem np miesiąc w Dublinie, tam jest drogo. Średnio przez 7 lat wydawałem na swoje potrzeby ok 1000zł. W to wchodziło praktycznie wszystko, edukacja+ubrania+robiłem zakupy spożywcze do domu za ok 200zł miesięcznie, oddzielnie kupowałem sobie jakieś picie którego ojciec nigdy nie kupował, telefon+internet, imprezy i inne. W kryzysie cena jednostki inwestycyjnej spadła nawet o 50%. Ponieważ wydawałem pieniądze z lokat to strata była duża w odniesieniu do bieżącego portfela. Poprosiłem starszego, świetnie zarabiającego brata o pomoc. Pomagał mi już wcześniej w liceum.Pożyczał mi 1000 zł miesięcznie, przez kilka lat. Zgodnie z umową nie sprzedałem od razu funduszy tylko poczekałem aż odbiją. Ogólna strata była niewielka. Do wielu rzeczy dokładał mi brat lub kupował. Często było tak, że na co drugą rzecz brałem pieniądze od niego. Chodziłem w ubraniach które mi kupował, żeby miło mu było. Miałem np problem ze zdaniem prawa jazdy, kilkanaście razy podchodziłem. Wstydziłem się tego to o połowę go prosiłem,To był od samego początku dług.Później brat kilkukrotnie zmieniał zdanie. Raz umarzał, drugi raz oczekiwał zwrotu jak pytałem ile tego jest. Brat ma niestety charakter despoty, śledczego i intryganta. Studia po 3 roku stały się dla mnie jedną wielką porażką. Nie było żadnych analitycznych przedmiotów. Bardzo żałowałem tego wyboru. Mówiłem o tym bratu, że chciałbym zmienić na matematykę, ale naskoczył na mnie że straciłbym 3 lata życia. Brnąłem dalej, nadrobiłem wszystkie zaległości, wyciągnąłem średnią na 5 co jest rzadkością na tym wydziale. Wymyśliłem sobie magisterkę która miała być ciekawa. Moim zdaniem była niewykonalna, mój promotor nie wiedział za bardzo jak mi pomóc. To miało być nowe rozwiązanie dla energetyki, ale chyba nie do końca miało sens. Równolegle szukałem pracy, w kryzysie bez dyplomu było bardzo ciężko. Moje oczekiwania były także wysokie, bo w sumie powinienem oddawać ojcu 1500 miesięcznie+pewno drugie tyle długu u brata. Proszę także pamiętać, że dla mnie z tego w zasadzie nic by nie było. Nawet pary skarpetek, czy biletu autobusowego. Miałem także obciążenia w postaci abonamentów na telefon i internet. Przez kilka lat męczyłem się z tym pod potężnym ciężarem jaki miałem na barkach, moim zdaniem to musiało się tak skończyć. Miałem ciężko, ale milczałem. Nie jęknąłem nawet słowem, że ojciec za dużo wydaje, że brat zmienia ciągle zdanie. Uważam, że byłem dobrym synem i bratem.
"Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię."
Matka w czasie studiów wielokrotnie nękała mnie, nawet za najczystsze intencje. Oskarżała mnie o zamordowanie jej ciotki, bo jako jedyny pojechałem na jej pogrzeb. Przed rodziną robiła ze mnie niewdzięcznego syna bo zerwałem z nią kontakt. Cała rodzina prosiła mnie o pojednanie, ale moim zdaniem matka żadnego z warunków sakramentu pokuty i pojednania nie spełniała. Straciłem przez nią całkowicie wiarę w Boga.

W końcu brat odmówił mi dalszej pomocy. Poinformowałem go że mam już dosyć, poddałem się z magisterką. Przez pół roku nasze relacje z mojej strony były normalne, miałem jeszcze ostatnie pieniądze., które trzymałem na giełdzie. Próbowałem grać ryzykownie. Nic nie straciłem, nawet odrobinę zarobiłem. Chwytałem się brzytwy.Szukałem dalej pracy, ale nic nie było żebym mógł spłacać moje zobowiązania wobec ojca i brata. Po pół roku byłem już wykończony, prosiłem go o pomoc w zrobieniu licencji doradcy inwestycyjnego. To jest szybki sposób na dobrze płatny zawód, ale wymaga zdania bardzo obszernych egzaminów. Brat odmówił. Zaczął mi zarzucać materializm. Traktował mnie już od kilku miesięcy jak psa. Życzeń mi nie składał, miał pretensje że do niego nie dzwoniłem aby zapytać się kiedy mu meble przywiozą, chociaż wcześniej mi mówił, że za 2 tygodnie. Powiedziałem mu że liczyłem na życzenia to się oburzył na mnie, jak ja śmiałem. nie pozwalał przejść w butach 3 kroków przez jego dom żeby na balkonie poczekać ąż mu nową pralkę przywiozą. Byłem tam żeby mu pomóc ją wnieść. Dostawcy butów nie kazał zdejmować. Jego towarzystwo nie sprawiało mi już żadnej przyjemności. Odmówiłem spędzenia z nim urodzin i świąt Bożego Narodzenia. Liczyłem, że może sobie coś przemyśli i przemyślał, ale o tym później. Na wigilii moja matka chrzestna prosiła mnie o pojednanie z matką. Cała rodzina mnie już prosiła o to. Po miesiącu zadzwoniłem do matki i poprosiłem o pomoc. Poprosiłem o kredyt lub zabezpieczenie, żebym mógł spłacać całą rodzinę. Myślałem, że zrobiła sobie rachunek sumienia, żal za grzechy, postanowienie poprawy, spowiedź szczerą i jest gotowa zadośćuczynić mi za krzywdy których doznałem. Dałem jej te szansę, ale się myliłem. Cała rodzina się oburzyła. Zostałem największym materialistą. Matka proszę księdza wypierała się od lat wyrzucenia mnie z domu. Ojciec chrzestny poinformował mnie, że robił mi wodę z mózgu, to ja byłem zły i matka mnie oddała a nie wyrzuciła. Moim zdaniem zrobiła wszystko co mogła żebym tak myślał. Moim zdaniem, dokonała wyboru między mną a leczeniem się z alkoholizmu.
Brat się wyparł pożyczania mi pieniędzy, on mi je dawał. Wyparł się naszych rozmów o wysokości zobowiązań. Wyparł się tego, że kilka miesięcy wcześniej żądał natychmiastowego zwrotu długu. Ojciec się wyprał, że go muszę utrzymywać, bo ja nie zarobiłem na spadek, spadek był po jego bracie. Miałem wszystko w domu, za pieniądze które mu dawałem, wszystko co emerytowi do szczęścia jest potrzebne. Moich innych potrzeb nigdy nie było, bo on chodzi 50km rocznie a ja tygodniowo, bo on ogląda na kanapie telewizje a ja po mieście się poruszam. Bo on życie towarzyskie na pogrzebach prowadzi a nie na imprezach. Okazało się proszę księdza, że ja nie miałem żadnych zobowiązań. Zniszczyłem sobie samemu życie, dostatnie i fajne życie na które ciężko przez lata pracowałem. Rodzina zrobiła sobie zjazd triumwiratu, po tym zjeździe matka nade mną egzorcyzmy wykonywała. Ojciec chrzestny odmówił mi jakiejkolwiek ambicji w życiu. Brat do mnie notorycznie pisze, że pieniądze nie są najważniejsze, jakbym był skończonym materialistą. Matka na 18stke chciała mi dać mieszkanie, które brat zajmował to odmówiłem. Brat mnie prosił o zrzeczenie się przyszłego prawa do części działki po babci, bo ma resztę to się zgodziłem. Dali mi łaskawie szansę zdać egzamin, ale jak psa mnie mój kochany tatuś traktował. Z gołymi genitaliami w zimie chodziłem, bo pary spodni i majtek nie miałem. Bez ani jednej pary skarpetek chodziłem, moje buty i nogi bezdomnością śmierdziały. Jedzenie mi w misce jak psu dawał. Kłamie mi prosto w twarz, że kontaktu z bratem i chrzestnym nie miał. Nie wolno mi było, nawet spodni od garnituru wyczyścić, żeby to świętem było a nie poniżeniem dla mnie. Zaczął wprowadzać podziały na moje i twoje. Ja proszę księdza nie wierzę już w boga, ja proszę księdza nie kiwnę palcem dopóki nie wyzdychają. Ci ludzie, dostają rozgrzeszenie w spowiedzi, przyjmują do domu księdza.Nie miałem nawet prawa do badania na wykrywaczu kłamstw, bo by prawda wyszła. Złamali przysięgi ze chrztu i bierzmowania. Ich mowa proszę księdza nie była "Tak, tak;Nie, nie", kłamstwem wyczyścili sobie sumienia, cała rodzina. Jedno po drugim.
" Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. 12 Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami."

Gdzie jest moje zadośćuczynienie? Dlaczego to ja ślepnę na prawe oko?
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zaufaj.pl Strona Główna -> Prawo kościelne (nie wymaga rejestracji) Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin